To ja może zacznę hulać…

Każdy z nas ma swoje początki z hulaniem…

21.05.2018

Emilia Pieśkiewicz

Początki z hula hoop, to najtrudniejszy etap nauki, ponieważ wszystko trzeba robić od zera. To również etap, w którym każdy, nawet najmniejszy sukces w naszej edukacji przeżywamy z niesamowitą wręcz radością. To niezmiernie ważne, żeby dostrzegać nasz progres, bo to daje siłę i chęć do dalszej nauki.

Każdy z nas ma własne preferencje, co do stylu hoopingu (będę używać tego terminu z racji braku polskiego odpowiednika), jaki nam się podoba i w którego kierunku zamierzamy iść. Jednak zanim zaczniemy ten własny styl (flow) tworzyć, musimy przebrnąć przez mantrę podstaw, bez których nie idzie się obejść. Próbując je ominąć, to tak, jakby uczyć się tańczyć bez wcześniejszego opanowania chodzenia.

Pragnę nadmienić, że ten wpis jest pisany z mojej osobistej perspektywy i oparty na własnych doświadczeniach. Nie twierdze, że są one jedyne słuszne i 

nieomylne, ale myślę, że każde tego typu porady są przydatne, szczególnie dla tych, którzy nie mają obok siebie nikogo, kto wiedziałby, co nieco w temacie hula hoop.

Swoją przygodę z hula zaczęłam, dlatego bo w moim pokoju na kilka dni spoczęły hula hoopy. Serio. Po prostu pewnego marcowego dnia nie miałam co robić i mój wzrok padł na kółka pod oknem. Nie były to dziecięce hula, takie ze sklepu Wszystko po 5zł, tylko robione na wymiar, pięknie oklejone kolorową taśmą oraz z dętką od wewnątrz dla zwiększenia przyczepności. Postanowiłam wypróbować poziom trudności tego sprzętu. Pewna siebie zaczęłam kręcić na biodrach. Byłam nawet w stanie chodzić i obracać się, nie przestając kręcić (chociaż 6m² nie daje wielkich możliwości). Ba! Nawet dowiedziałam się, że potrafię bez problemu zakręcić na kolanach. Kręcenie na szyi – żaden problem. Ponadto, podnoszenie podczas tego rąk góra/dół nie sprawiło mi problemu. Rany boskie, cóż za progres! W ferworze samozachwytu, postanowiłam zakręcić hula na klatce. No i tutaj czar prysł. Kółko notorycznie spadało. Moje rozczarowanie było tym większe, że jestem tancerką, czyli izolacje ciała oraz kółka klatką nie są mi obce. Tu nastąpił telefon do właścicielki hula hoopa z rozpaczliwą prośbą o sekretną wiedzę w temacie kręcenia na klatce. W teorii wszystko robiłam dobrze, ale kółko zadawało kłam moim przekonaniom.

Po przekopaniu zasobów youtuba w temacie „chest hooping” itp., odkryłam mój błąd – za dobrze izoluję. Nie wiem, czy wiele z was miało/ma taki problem, jest on w gruncie rzeczy dość śmieszny. Otóż kółka, które próbowałam robić pierwotnie polegały na tym, że kręciłam klatką małe, zwane inaczej pionowymi, zamiast duże pełne(poziome) koła, angażujące całą długość kręgosłupa, które nadają pęd hula. Mniej więcej po tygodniu codziennych ćwiczeń, zaczęło mi to wychodzić (czyli nie spadać po 3 sekundach). Przy okazji ćwiczenia właśnie tego ruchu odkryłam, jak ważny jest strój- im mniej na sobie masz, tym lepiej! Hula, a właściwie dętka, która miała kontakt z moim ciałem o wiele lepiej przykleja się do skóry niż do ubrania. Apogeum tego odkrycia nastąpiło, kiedy rozebrałam się od pasa w górę. W takich warunkach oraz jednocześnie obracając się w trakcie kręcenia(to bardzo ułatwia sprawę), mój chest hooping ZACZĄŁ DZIAŁAĆ! W tej sytuacji istotne jest nie to, że nikomu się z tym nie pokażę, ale fakt, że wykonuję ruch, bo kiedy skupiamy się nie na uratowaniu kółka przed upadkiem, ale na samym ruchu, to zaczyna nam on „wchodzić” w ciało. Minęło jeszcze trochę czasu zanim ruch mi się utrwalił i przestał być wyzwaniem. Aktualnie jest to nawet nie trick, tylko zwykły ruch, taki jak kręcenie na biodrach – na nikim nie robi to wrażenia, ale kiedy zaczął u mnie działać, byłam z siebie niezmiernie dumna!

Pochodnym kręcenia na biuście jest kręcenie na ramionach. Spotkałam się z głosami, że z tych dwojga, to właśnie na ramionach jest łatwiej. Nie wiem z jakiej planety pochodzą takie jednostki, ale gratuluję talentu. Podeszłam do tego zagadnienia o wiele później i w sumie nadal nie udało mi się osiągnąć stanu, w którym mogę wykonywać ten ruch stojąc w miejscu – podczas kręcenia muszę się obracać i nie ma zmiłuj. Jedyne porady, jakie mam w tym temacie to: korzystajcie z youtuba oraz starajcie się nie odrywać rąk od ciała. Ruch, który wykonują ręce na całej długości, to tarcie. „Przyklejcie” dłonie do ud i podczas kręcenia wykonujcie po nich trący ruch kolisty(przypomina trochę wcieranie kremu).

Skoro już opanowałam (w moim przekonaniu) pierwszy stopień zaawansowania, nadszedł czas na nowy cel edukacyjny: podbijanie hula z bioder do szyi. Tu po raz pierwszy powstała myśl, na której łapię się za każdym razem, kiedy podchodzę z zamiarem opanowania nowego tricku: „to, czego uczyłam się wcześniej wcale nie było trudne, TO jest trudne”. Człowiek ma skłonność do dość szybkiego zapominania faktu, że „też się tego kiedyś uczył” oraz bagatelizowania trudności tricków, które już opanował.

 

Proces uczenia się podbijania hula, tak jak wcześniej kręcenie na klatce, spędziłam w odosobnieniu. Dlaczego? Ponieważ wyglądałam jak debil z Parkinsonem. „Chcem, ale nie mogem” – to była moja nazwa robocza tego ruch. Później przeformułowałam ją na „Rzygający kot”. Co zabawniejsze, pojawił się ten sam problem ruchowy, co poprzednio – za dobrze izoluję. Próba robienia „węża od dołu”, jak potocznie nazywa się ten ruch w tańcu brzucha, kończyła się wyłącznie przyspieszeniem obrotów hula i bólem kręgosłupa. Ponownie odbyłam kształcącą rozmowę z właścicielką hula oraz przekopałam youtuba. W gruncie rzeczy… niewiele mi to dało, ponieważ ruch w wykonaniu uśmiechniętych pań w różowym dresie nie różnił się w moim przekonaniu niczym od tego, który sam wykonywałam.

 

Są takie zachwycająco/frustrujące momenty podczas treningu, kiedy trick nagle nam wychodzi. Zachwyca nas oczywiście fakt, że SIĘ UDAŁO! Frustruje nas natomiast to, że nie zauważyliśmy, jakim sposobem tego dokonaliśmy. Tak było i w tym przypadku. Po głębokiej analizie postanowiłam bardziej usztywnić mojego „węża”(tak, zdaję sobie sprawę, jak to brzmi), czyli zamiast oddzielnie poruszać odcinek lędźwiowy, piersiowy, szyjny, użyć wszystkich spójnie.

Trop był dobry, ale zanim moje ciało zrozumiało polecenie i nauczyłam się wychwytywać dobry moment, w którym należy zacząć podbijać, minęło sporo czasu. Jestem zdania, że jest to najtrudniejsza z podstaw, jednocześnie sądzę, że to już więcej niż podstawa.

 

wersja uproszczona

 

 

Po drodze była jeszcze nauka wyciągania hula do góry, czyli złapanie hula podczas kręcenia na biodrach i podniesienie go na głowę (do lassa). Na to jest mnóstwo tutoriali w skarbnicy youtuba. To właśnie wtedy po raz pierwszy poznałam, czym jest ból podczas nauki. Około dwóch tygodni wcześniej zrobiłam sobie kolczyk w górnej części ucha, tak więc miejsce było jeszcze dość wrażliwe. Już wiecie do czego dążę, prawda? Otóż podczas jednej z radosnych prób progresu na zielonej trawie, podnosząc rozpędzone hula z bioder, źle obliczyłam odległości i koło zamiast nad moją głową, obróciło się na poziomie mojej twarzy…dokładnie przez mój kolczyk.

Nie tknęłam hula przez kolejne dwa tygodnie.

Kiedy mój foch już minął, a ucho lepiej się zagoiło, wróciłam do ćwiczeń. Ruch okazał się mniejszym wyzwaniem niż podbijania hula, czy kręcenie na biuście. Cały jego sekret tkwi w wychwyceniu dobrego momentu, w którym należy zacząć podnosić hula. Po pewnym czasie zorientowałam się, że właściwie nie trzeba go dosłownie łapać, wystarczy tylko podłożyć podeń dłoń, a jeżeli ruch zostanie wykonany poprawnie, hula bez żadnej pomocy zostanie na dłoni przez cały czas. Kiedy zamykamy palce wokół hula, blokujemy je i często zdarza się właśnie to, co mi – nie starcza nam czasu na wyprostowanie ręki. Ten ruch naprawdę można wykonać powoli i przyjemnie. Wystrzegajcie się szybkiego kręcenia na biodrach, im wolniej tym łatwiej, no i spróbujcie się z tym obracać, to daje nam więcej czasu na wyprost ręki. Jeżeli nie widzicie różnicy, ani sensu w mojej radzie, to myślę, że poczujecie je przy okazji nauki Vortexa, czyli ruchu wyciągania hula do góry i wracania do dołu – musicie zwolnić uścisk, żeby hula mogło się obrócić swoim pędem.

– z bioder do lassa 

– z lassa na biodra

Vortex, to właściwie taki pierwszy prawdziwy trick, którym można się pochwalić przed ludźmi, bo wywołuje „WOW” wśród laików. Uważam, że jest to jeden z najładniejszych ruchów na hula, mimo, że wcale nie najtrudniejszy.

Vortex

 

Trudno mi sobie przypomnieć, czego uczyłam się potem. To te pierwsze wielkie sukcesy pamięta się najlepiej. Na pewno było jeszcze wyjście na ramie. Och…cóż to było za wyzwanie! Wmawiałam sobie, że jak to opanuję, to już będę fajna, to już będę coś umieć. Naturalnie ta myśl nawiedziła mnie później jeszcze wielokrotnie podczas nauki innych tricków. Bardzo lubię kręcenie na ramieniu. Oczywiście na jedno ramie jest prościej wyjść niż na drugie – tak jest ze wszystkim. Warto się jednak nauczyć tricków na obie strony, bo z pewnością przydadzą nam się w przyszłości (żeby wyjść na drugie ramie nie trzeba zmieniać kierunku kręcenia). W trakcie nauki kręcenia na ramieniu będzie was boleć szyja od ciągłego przechylania głowy w jedną stronę, stąd też moja rada, żeby ćwiczyć równocześnie na obie strony. Nie przekrzywiajcie ramienia za bardzo w przód, bo uniemożliwiacie zahaczenie o nie kółka. Starajcie się po prostu wypchnąć je do góry. Ruch, którym napędza się hula w tej pozycji idzie z całego ciała, nie z samego ramienia.

Wydaje mi się, że do podstawowych ruchów można jeszcze zaliczyć przekładanie hula z ręki do ręki za plecami. Nauka na jeden dzień, ale też trzeba ogarnąć. Podobno dobrze jest spróbować zrobić to z kijem. Podobno. Ja nie próbowałam. Na mojej drodze bohatersko pojawił się natomiast mój wspierający chłopak, który rozkładając trick na części pierwsze robił mi wykład, jakim to trzeba być ułomem, żeby nie wyssać tego z mlekiem matki. Drodzy hoopiści…wcześniej, czy później na waszej drodze pojawi się taki delikwent. Należy wtedy wyłączyć głos i dokładnie obserwować rzecz istotną, czyli to, co robi z kółkiem. Nie dajcie sobie wmówić, że coś jest oczywiste. Dla mnie taką rzeczą było kręcenie na biodrach – może dlatego, że tańczę, może dlatego, że robiłam to jako dziecko, czy wtedy sprawiało mi to trudność – nie pamiętam. Nauka jest kwestią wysoce indywidualną, jeżeli coś wychodzi wam bez wysiłku – gratuluję! Jeśli nie, to oznacza tylko tyle, że musicie włożyć w to więcej pracy, nie świadczy to natomiast o waszej ułomności, czy ilorazie inteligencji.

 

Nie warto wybrzydzać podczas nauki. Jeżeli widzicie ruch, którego nie znacie, a macie możliwość się nauczyć – zróbcie to koniecznie. Jedne tricki podobają nam się mniej inne bardziej, ale im więcej umiesz, tym większe masz możliwości ruchowe, tym szybciej nauczysz się nowych rzeczy. Ruch to nie świętość, jeżeli ci się nie podoba, zawsze możesz go zmienić tak, żeby ci odpowiadał. Jeśli nastanie ta wiekopomna chwila, kiedy coś zaczyna wam wychodzić, ćwiczcie to dalej, nie przestawajcie, bo między „ogarnąłem” a „opanowałem” jest ogromna różnica. Nauka, jak już wspomniałam, potrafi boleć. Mogłabym wam opisać jeszcze wiele sytuacji, w których hula uszkodziło moją twarz, palec, paznokieć, piszczel itd. Po jednym takim wypadku nos bolał mnie przez tydzień i zaczęłam całkiem poważnie rozważać znalezienie na allegro maski Hanibala w celach treningowych. Usprawiedliwiam kółko tym, że ono [raczej] nie robi tego specjalnie. Najgorsze, co można zrobić w takiej sytuacji, to wyżyć się na hula hoopie. Nie rekomenduję. W przypływie frustracji walnęłam kółkiem z całej siły o bruk. Takim oto sposobem odnalazłam kwadraturę koła, a przynajmniej jeden z jej boków.

Mimo wszystko hula to bardzo wdzięczny sprzęt, perfekcja i płynność ruchów są tu wskazane. Ćwiczcie przed lustrem / nagrywajcie się, jeśli macie taką możliwość, nawet jeżeli nie możecie patrzeć na to, co robicie, dostrzeżecie w ten sposób wiele błędów oraz niedociągnięć, które dostrzec można wyłącznie z innej perspektywy. Uczcie się z kimś i pokazujcie sobie nawzajem nowe ruchy, ta druga osoba, nawet jeżeli nie jest hoopistą, może wam pomóc dostrzec błędy oraz inne możliwości. Przekopujcie youtuba i nie wstydźcie się pytać innych o radę. Wszyscy kiedyś byliśmy początkującymi…prócz mojego chłopaka. Im więcej ćwiczycie tym szybciej będziecie widzieć progres. Hooping, to wymagający trening, ale PRZEDE WSZYSTKIM jest świetną zabawą i nie należy o tym zapominać.

 

Co warto odwiedzić i gdzie szukać:

 


obrazek tytułowy: „Hula Hoop” (2012)  Sandy Tracey

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *