Hula Opowieści Wigilijne

Spontaniczna akcja – to już kolejna w tym roku(zaraz po HooPolandzie vol.2). Poprosiłam o Wasze historie, takie, w których opowiadacie o terapeutycznym wpływie hula hoop na życie Wasze lub innych. Historii mamy w efekcie trzy. Baaaardzo różnych. Myślałam o dodaniu tutaj fragmentu mojego niedawnego wpisu „Resume, bo to już rok!”, ale doszłam do wniosku, że wystarczy […]

24.12.2018

Emilia Pieśkiewicz

Spontaniczna akcja – to już kolejna w tym roku(zaraz po HooPolandzie vol.2).
Poprosiłam o Wasze historie, takie, w których opowiadacie o terapeutycznym wpływie hula hoop na życie Wasze lub innych. Historii mamy w efekcie trzy. Baaaardzo różnych. Myślałam o dodaniu tutaj fragmentu mojego niedawnego wpisu „Resume, bo to już rok!”, ale doszłam do wniosku, że wystarczy zostawić link, dla ciekawskich.
Wracając do Waszych historii – niezmiernie miło się je czytało! Hula hoop, to iście magiczne narzędzie, jeśli jeszcze o tym nie wiesz, zaraz się przekonasz, dlaczego…

Szymon

U mnie w pracy był ostatnio dzień lat 80-tych i był konkurs kręcenia hula ma czas. Oczywiście wygrałem go i zgarnąłem draże Korsarz w ramach nagrody.

 

 

Dominika

Dowiedziałam się o pewnym niespełnionym marzeniu jednej ze znajomych i bliskich mi babć. Pani Krysia jest po 60tce, nadal pracuje, ćwiczy jogę z rana i jest strasznie radosną osobą. Kiedyś kręciła hula, ale uważała, że teraz już coś nie idzie…

Na urodziny dostała nowe kółko, specjalnie dobra i spotkałyśmy się, żebym jej powiedziała co i jak. Chciała nauczyć się tylko kręcić na biodrach, ale z poczuciem, że panuje nad kółkiem. Wystarczyło jedno spotkanie, bo odrobiła lekcję i starała się ćwiczyć co dziennie chociaż chwilę. Wiem, że idzie jej co raz lepiej i udowodniła sobie, że w tym wieku jeszcze to opanować.

Karolina

Kiedy dowiedziałam się, że na czerwcowym festiwalu, na który wybieramy się z ukochanym odbędą się warsztaty Hula Hoop … od razu wiedziałam, że muszę na nich być! Nigdy wcześniej nie miałam z kółkiem do czynienia. Nigdy nie kręciłam. Nie trzymałam nawet hula w ręku. Kojarzyłam go chyba tylko z filmów. A jednak coś mi podpowiadało, że to będą zajęcia dla mnie. Pędziliśmy na łeb na szyję, pokonując gigantyczny korek, okropnie długą trasę z parkingu na festiwal tachając ze sobą w paskudny upał kilogramy bambetli, a potem nieznośnie wolno posuwającą się kolejkę do kas … ale udało się! Mimo wszystkich przeciwności, w ostatniej chwili zdążyliśmy!

I tu zaczęła się magia… Magia hula, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Cudowny pokaz tańca z kółkiem w wykonaniu utalentowanej Kasi Urmanowicz, przy akompaniamencie przepięknej muzyki i kolorowych świateł. Urzekły mnie śliczne kolory oklejonych taśmami kółek, rytuał powitania z hula, oczarowały izolacje, zaskoczył fantastyczny relaks jakiego doznałam w tańcu z kółkiem. To były cudowne chwile!

Obiecałam sobie, że jak tylko fundusze mi na to pozwolą zamówię sobie swoje pierwsze kółko. Magiczne biało-zielono-turkusowe hula, którym będę kręcić na łonie natury pośród swoich działkowych roślinek. Trzy tygodnie oczekiwania dłużyły mi się okropnie, aż wreszcie nadszedł ten dzień i czekałam już tylko na odbiór swojego kółka 🙂

Niestety los chciał inaczej… Zamiast po odbiór wymarzonej obręczy trafiłam w bardzo ciężkim stanie do szpitala … Operowana byłam z marszu w sobotę o północy, bo każda godzina zwłoki mogła się dla mnie skończyć bardzo źle… Nie odebrałam swojego kółka, nie zdążyłam go nawet zobaczyć … Wyjechałam z sali operacyjnej z brzuchem przeciętym pionowo praktycznie od góry do dołu. Chorowałam od dawna, ale dlaczego takie nieszczęście musiało mnie spotkać właśnie teraz? O zakręceniu kółkiem mogłam sobie na bardzo długo już tylko pomarzyć, ale myśl o nim dodawała mi sił i podczas okropnie bolesnych pierwszych dni po zabiegu – z drenem w brzuchu, sondą w nosie i podczas pojawienia się komplikacji i groźby ponownej operacji. Chciałam jak najszybciej zobaczyć swoje kółko, chciałam jak najszybciej być znowu sprawna. Myśl o kółku z jednej strony przywoływała złe myśli o pechu, z drugiej nadawała sens moim wysiłkom.

Wiele tygodni minęło zanim zrozumiałam to, co oczywiste. Już teraz wiem, że to nie złośliwość, ani pech, to piękne zrządzenie losu, dzięki któremu zaraz po operacji mogłam zacząć swoją hula rehabilitację. Rodzina łapała się za głowę widząc jak oklejam brzuch plastrami i zasłaniam go ręką tylko po to, żeby spróbować, czy już mogę zakręcić swoim magicznym kółkiem. Zaczynałam powoli, tańcząc z kółkiem w ręku w promieniach słońca boso na trawie. Jeszcze wtedy każdy ruch był dla mnie wyzwaniem. Potem mimo bólu zaczęłam coraz więcej kręcić i kręcić i kręcić. Opuchlizna z brzucha zeszła, uzyskałam znacznie większą swobodę ruchu, miejsce cięcia stało się bardziej ruchome, elastyczne, już tak nie ciągnie. Choruję na chorobę zrostową. Narządy zrastają mi się ze sobą. Mam nadzieję, że regularny trening hula jeśli nie zatrzyma, to choć spowolni postęp tej choroby. To moja trzecia operacja. Nigdy wcześniej nie miałam tak radykalnego cięcia brzucha, a mimo to, to właśnie po tej operacji najszybciej doszłam do siebie.

Z każdym obrotem, z każdym małym sukcesem również mój stan psychiczny ulegał poprawie. Motywował do dalszych ćwiczeń, do nie patrzenia wstecz. Nie da się ukryć, że tak niespodziewane trafienie do szpitala, w tak ciężkim stanie zagrożenia życia nie napawa optymistycznie. Trafiłam na operację 1 lipca. Mieliśmy mieć zaraz urlop, korzystać z lata, ze słońca, jeździć na rowerze, zbierać własnoręcznie wysiane i pielęgnowane od lutego roślinki, celebrować 10 rocznicę ślubu … nie udało się.

A jednak dałam radę. Nie załamałam się, bo codziennie przyświecał mi piękny cel … kręcić coraz lepiej i lepiej… Tak więc dzięki hula hoop dużo szybciej wróciłam do pełni sił po operacji, nie tylko w aspekcie fizycznym, ale i psychicznym. Znacznie poprawiłam swoją ruchomość brzucha, stan blizny po tak poważnej operacji, a także odnalazłam cudowną pasję 🙂

Ta przygodo-rehabilitacja trwa do dziś, kontynuuję ją w ramach cotygodniowych zajęć u Emilii, cyklicznych zajęć Hula Hoop Goddess u Kasi i spontanicznych wypadów na trening do parku. I mam nadzieję potrwa jeszcze baaaardzo długo, bo jeszcze wiele nauki i frajdy przede mną 🙂

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *